Kombucha to moim zdaniem napój pod wieloma względami doskonały. Naturalna, orzeźwiająca, lekko gazowana, słodko-kwaśna, idealna na lato. Jaki jest problem z tą którą możemy spotkać na sklepowych półkach? Moim zdaniem problemy są dwa. Po pierwsze – cena. Kilkanaście, a czasami nawet kilkadziesiąt złotych za 250 ml herbacianego napoju to (nazywając rzeczy po imieniu) zbrodnia w biały dzień. Po drugie – pasteryzacja, która przerywa naturalny proces fermentacji i mówiąc brutalnie, zwyczajnie kombuchę „ubija”.
Tworem odpowiedzialnym za proces fermentacji jest tzw. SCOBY (ang. Symbiotic Culture of Bacteria and Yeasts), czyli symbiotyczna kultura bakterii i drożdży. W momencie dodania grzybka herbacianego do posłodzonej herbaty rozpoczyna się magiczny wręcz proces, w wyniku którego cukier zostaje rozłożony na cukry proste, a te z kolei metabolizowane są do dwutlenku węgla odpowiedzialnego za kombuchowe bąbelki, oraz alkohol, którego w finalnym produkcie znajduję się od 0,5% do nawet 2%.
Ponadto w napoju znajdziemy też spore ilości kwasów – mlekowego, octowego, jabłkowego. To również bogactwo witamin, oraz minerałów. W zasadzie kombucha to gotowa bomba probiotyczna, którą powinniśmy wystrzelić do naszych jelit. Cel – pal!
Nasze jelita to siedlisko wielu rodzajów mikroorganizmów, głównie bakterii beztlenowych, ale też wirusów i innych organizmów. Cały ten złożony i bardzo ważny dla naszego zdrowia system nosi nazwę mikrobioty jelitowej, dawniej nazywanej po prostu florą bakteryjną jelit.
Stosunkowo niedawno odkryto, że mikrobiota jelitowa, regulowana przez skład diety i sposób odżywiania wpływa na prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego. Odkryto też, że układ endokannabinoidowy odgrywa znaczącą rolę jako „pomost” między bakteriami, a samym ciałem, w tym mózgiem, przekazując sygnały tam i z powrotem w symbiotycznej, wzajemnie korzystnej relacji.
Co więcej, zdrowie mikrobioty może być modyfikowane, a nawet poprawiane poprzez kannabinoidy roślinne, w tym THC i CBD, a także własne endokannabinoidy organizmu, anandamid i 2-AG.
Dlatego też napój zawierający substancje promujące zdrowie naszych jelit (kwas mlekowy, kwas octowy), a także pewne ilości kannabinoidów, wydaje się połączeniem absolutnie wspaniałym. Zabieramy się do pracy. Herbatkę służącą do sporządzenia kombuchy w wersji konopnej kupicie tu.
Nie pozostaje mi nic innego jak przedstawić Wam listę niezbędnych składników i opis wykonania.
Zaczynamy!
Składniki (na 4 litry):
4 l wody
250 g cukru
1 grzybek fermentacyjny ze starterem (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością, bądź w internecie)
10 saszetek herbatki konopnej z Kombinatu

Wykonanie:
- Przygotowujemy spory słój do sporządzenia naszego napoju. Słój należy wyparzyć.
- Zagotowujemy wodę i bezpośrednio w słoju parzymy naszą herbatkę wg preferencji, ale generalnie im dłużej, tym lepiej dla finalnego produktu.
- Kiedy herbatka już się zaparzy, wyciągamy torebki, ale ich nie wyrzucamy! W sekcji „dawkowanie” opowiem co możemy z nimi zrobić.
- Następnie w letnim naparze rozpuszczamy cały cukier.
- Kiedy herbatka będzie całkowicie przestudzona, dodajemy do niej grzyb fermentacyjny razem z płynnym starterem. Słój przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciemne, i w miarę chłodne miejsce na minimum 10 dni.
- Im dłużej będziemy prowadzić proces fermentacji tym kombucha będzie mniej słodkawa, a bardziej wytrawna, octowa. Od Was zależy jakie smaki preferujecie, więc możecie sterować tym procesem do woli.
- Po wszystkim przecedzamy nasza kombuchę, rozlewamy do butelek i przechowujemy w lodówce. Pić schłodzone na zdrowie! Koniecznie dzielić się z innymi. Pamiętajcie o tym, żeby zostawić grzyba i ok. pół szklanki płynu. Z powodzeniem można wykorzystać go do kolejnych nastawów, analogicznie jak zakwas chlebowy.





Dawkowanie:
Herbatka konopna użyta do sporządzenia kombuchy zawiera kannabinoidy w surowych, kwasowych, nieprzetworzonych formach. W momencie jej zaparzania dochodzi do częściowej dekarboksylacji kannabinoidów, a długość parzenia łączy się bezpośrednio z wydajnością tego procesu.
Certyfikat na stronie producenta mówi nam o tym, że herbatka to ok. 2,5% CBDA.
Z doświadczenia wiem, że dzięki dekarboksylacji poprzez parzenie, już nawet w ciągu kilku minut, jesteśmy w stanie otrzymać ok. 2% CBD w naszych herbacianych saszetkach.
Część kannabinoidów w aktywnych formach powędruje do płynu, gdzie w normalnych warunkach nie miałaby szans się utrzymać, ale dzięki niewielkiej ilości alkoholu, tworzącego się naturalnie w procesie fermentacji, okazuje się że jest im tam całkiem wygodnie i stabilnie. Nie są to oczywiście porywające wartości stężeń, ale wg moich badań wcześniejszych kombuchowych prób jest to zawsze ok. 50 – 100 mg CBD na półlitrową butelkę, czyli taka pożyteczna porcja suplementacji, w parze z przyjemnością picia przepysznej kombuchy.
A jeśli chodzi o wspomniane saszetki herbaciane po parzeniu – absolutnie nie należy ich wyrzucać, ponieważ jest to gotowy, zdekarboksylowany materiał pod klasyczne infuzje. Jeśli nie chce Wam się ich dodatkowo suszyć, żeby zamacerować olejem, polecam je wrzucić prosto do mleka i zrobić wakacyjną „makumbę”, a z niej np. owsiankę mocy z tego przepisu, w którym dodatkowo przeczytacie kilka ciekawostek na temat samego procesu dekarboksylacji.
Bądźcie zdrowi Kochani! Dbajcie o swoje mózg i jelita.
Miligramy rozpoczynają urlop i będą się dzielić różnymi smaczkami z podróży na swoich social media.
PS. Nie przejmujcie się charakterystycznym, szarawym „glutem”, który może się tworzyć w okolicach rozrastającego się grzyba. To tylko drobinki suszu, pyłku konopnego, większe części grzyba fermentacyjnego. Samo zdrowie! A w obrazie mikroskopowym, wygląda jak … obraz sam w sobie.
